Anna Baranowa
Przesilenie wiosenne w Zderzaku
Apteka leków gotowych. Wystawa zbiorowa
kuratorka: Marta Tarabuła
Galeria Zderzak, Kraków
1 kwietnia – 14 maja 2016
Trudno w to uwierzyć, ale wielu z nas nie lubi wiosny. Cóż z tego, że natura budzi się energicznie z zimowego snu, skoro nas dopada syndrom zmęczenia wiosennego. Niemcy i Austriacy mają dużo wyrozumiałości dla tego stanu i nazywają go Frühjahrsmüdigkeit. Warto wtedy sobie pomóc, zadbać o siebie, trochę zwolnić, mimo że wiosna szaleje. Jak to zrobić? Sposobów zdrowego radzenia sobie z tą sezonową słabością – bo przecież nie chorobą – jest wiele. Jednak Polacy najchętniej sięgają po medykamenty. Nie jest to dobra droga. Naszym uzależnieniem od leków zajął się niedawno „Tygodnik Powszechny” (2016, nr 7), zachęcając do innych form zwalczania potocznych dolegliwości. W artykule Polak łyknie wszystko Przemysław Wilczyński pisał: „Gdyby zdrowie zależało od ilości przyjmowanych leków i suplementów, bylibyśmy jednym ze zdrowszych narodów Europy. Nic dziwnego: o nasz «dobrostan» dba nieprzebierająca w środkach machina reklamowa. Z silnym efektem niepożądanym”.
Podobną diagnozę postawiła Marta Tarabuła, znana krytyczka i szefowa galerii Zderzak, i zderzyła ją z pytaniem o możliwości terapeutyczne sztuki. „Wychodząc naprzeciw zamiłowaniu naszego społeczeństwa do kuracji parafarmaceutykami”, urządziła wystawę Apteka leków gotowych. Zaproponowała kilkanaście skutecznych – jej zdaniem – medykamentów na wiosenne osłabienie ciała i ducha, przy czym podejrzewam, że sam Zderzak, obchodzący w roku ubiegłym swoje trzydziestolecie, może się czuć wyczerpany bogatym programem jubileuszowym. Zwykle po takich uroczystościach przychodzi „kac po święcie”, słynny cafard après la fête, który świadczy o dobrym świętowaniu. Tarabuła – z właściwym sobie poczuciem humoru – sięgnęła po wypróbowane, ale i nowe specyfiki, reklamując je słowami Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego: „na złe kompleksy, na artretyzm, eklektyzm, na miłość i na samotność…”.
Aptekę leków gotowych z pracami jedenastu artystek i artystów otwarto w Zderzaku na Prima Aprilis, jednak nie ma w tym tylko żartobliwego puszczania oka do publiczności. Wiadomo, że sztuka może oddziaływać na rozmaite sposoby, przyswajalne łatwiej lub trudniej. W roku 2002 miesięcznik „Znak” rozpisał ankietę O pocieszeniu, jakie daje sztuka. Wzięła w niej udział również Marta Tarabuła, ale bodaj najważniejsza była wypowiedź Zbigniewa Warpechowskiego, malarza i performera, który – z właściwym sobie nonkonformizmem – sprzeciwił się tezie wpisanej w tytuł ankiety, przekonując, że sztuka nie tylko pociesza, ale „wzbudza, otwiera, wyzwala, porusza, odkrywa, wskazuje, odsłania, drażni, denerwuje, szydzi, uwzniośla, budzi podziw, zazdrość, zadumę, upokarza, onieśmiela, napełnia radością i nadzieją. […] wciąż jest żywa, dynamiczna, niepokojąca, a nawet agresywna, czasem wręcz bluźniercza dla uśpionych, zadowolonych z siebie, zadufanych, z poczuciem «wyższości» i «lepszości» własnych umysłów”.
W kontekście wypowiedzi Warpechowskiego wystawa w Zderzaku może wydawać się konformistyczna, skoro dzieła sztuki zostały porównane do produktów farmaceutycznych. Galeria, zamieniona na okres półtora miesiąca w „aptekę leków gotowych”, proponuje „witaminy i multiwitaminy, preparaty mineralne, zestawy makro- i mikroelementów, antyoksydanty, pojedyncze pierwiastki potrzebne organizmowi, medykamenty wspomagające odporność oraz liczne środki na wzmocnienie sił witalnych”. Pamiętajmy jednak o żartobliwej konwencji tego pomysłu, który dotyka tak modnego ostatnio i zasadniczego tematu sztuki i medycyny. Gdy byłam na początku kwietnia w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Mönchengladbach (Abteiberg Museum), mogłam obejrzeć wystawę niemieckiej malarki Moniki Baer Grosse Spritztour inspirowaną tematem alkoholizmu. W krakowskim MOCAK-u została właśnie otwarta duża wystawa Medycyna w sztuce z udziałem blisko 60 artystek i artystów. Zderzak tej wiosny stara się traktować ów temat lekko i dowcipnie, choć poważne ekspozycje na styku sztuki i medycyny nie raz się tu zdarzały (przede wszystkim wystawy Grzegorza Sztwiertni). Marta Tarabuła zadaje pytanie: „Czy sztuka może leczyć?” i odpowiada bez cienia wątpliwości. Z zadowoleniem pokazała mi kwietniowy numer „Art & Business”, w którym zamieszczono artykuł Leczenie sztuką, dobrze rymujący się z jej wystawą. Justyna Kowalska pisze tam o małżeństwie mecenasów i kolekcjonerów sztuki, Dorocie i Tomaszu Tworkach z Kielc, którzy „wierzą w uzdrawiającą moc sztuki, w to, że człowiek, który z nią obcuje, czuje się lepiej i szybciej wraca do zdrowia”. O przemieniającej sile sztuki przekonuje też ostatnio lekarz, kolekcjoner, mecenas artystów i wydawca, Grzegorz Szmidt z Konina. Zachęcam do obejrzenia filmu Królestwo, zrealizowanego jego sumptem, w którym opowiada o swojej przyjaźni z artystami i płynących z tego pożytkach.
Ale wróćmy do Zderzaka i Apteki leków gotowych. Co proponują na dolegliwości wiosenne Bogusław Bachorczyk, Stefan Gierowski, Paweł Jarodzki, Julian Jończyk, Marek Kijewski, Ziemowit Kmieć, Cyryl Polaczek, Zbigniew Sałaj, Monika Szwed, Małgorzata Turewicz-Lafranchi, Erwina Ziomkowska? Niektóre z tych prac zostały wykonane specjalnie na tę wystawę, część z nich pochodzi z kolekcji Zderzaka. Uderza różnorodność pomysłów i form. Nic dziwnego, skoro na wystawie pokazane są dzieła artystów trzech generacji. Tarabuła lubi zderzać prace artystów zróżnicowanych wiekowo, choćby po to, aby utwierdzić nas w przekonaniu, że wartościowa sztuka się nie starzeje. Każdy chętny może tu znaleźć to, co mu się podoba i co wpłynie na poprawę jego kondycji fizycznej i duchowej. Warunkiem jest otwartość na podjęcie terapii przez sztukę.
Apteka leków gotowych ma w swoim asortymencie lekarstwa słodkie i gorzkie (te podobno są najskuteczniejsze). Jedne przyciągają od razu, przy innych trzeba się zastanowić, jeszcze inne odpychają. Ponowoczesne cierpienia wymagają środków wysublimowanych, ale nie brakuje też amatorów ostrych dawek. W Zderzakowej „aptece” zostaną spełnione skrajne oczekiwania. Mnie się podoba najbardziej praca Moniki Szwed, artystki związanej z galerią od ponad dziesięciu lat i posługującej się mistrzowsko techniką pastelu olejnego na papierze. Endorfiny (2016) wyróżniają się bogatą chromatyką na tle innych jej kompozycji, utrzymanych w powściągliwych tonacjach barwnych. Być może to efekt tytułowych endorfin, które są hormonami szczęścia? Zwykle u Szwed znajdowałam atmosferę melancholii, samotności, przemijania. Tym razem dostaję pobudzającą dawkę energii. Zwinna postać w centrum kompozycji nie boi się wywrotki i staje na rękach na sprzęcie nie byle jakim. Artystka gustuje w ładnych meblach i wybrała do tych ćwiczeń szezlong, przypominający projekt Le Corbusiera, czyli osławioną „maszynę relaksu”. Być może działają pobudzająco shunga w stylu Hokusai i Utamaro, które zdobią ultramarynowy parawan oraz ścianę nad innym jeszcze modernistycznym mebelkiem? Warto zwrócić baczną uwagę na te erotyczne rytuały, które oprócz przyjemnych treści wnoszą urozmaicenie formy. Szwed po raz kolejny buduje tyleż realną, pełną konkretów, co oniryczną, nasyconą symbolami przestrzeń dla człowieka. Wśród ulubionych akcesoriów nie może zabraknąć akcentu floralnego. Artystka lubi zwłaszcza rośliny tropiklane i kłujące, „raniące agawy i leczące aloesy”. Dorodna agawa, podpierająca parawan, wypuściła w stronę naszej akrobatki długi, sprężysty liść, mnie osobiście kojarzący się z rogiem jednorożca. Wszystko przez te endorfiny…
Nie mogę też przejść obojętnie obok environnement Bogusława Bachorczyka, który w rogu galerii zaaranżował przytulny kącik pod nazwą Królik eksperymentalny. Artysta uważa, że to miejsce chroni przed ekscesami patriotyzmu, ale jego działanie jest o wiele szersze. Bachorczyka dobrze znamy z pasji urządzania domowych przestrzeni, gdziekolwiek się znajdzie. Tutaj ustawił zgrabny kwietnik z żywym geranium i ceramicznym ananasem przywiezionym z Madagaskaru. Geranium wzmacnia odporność i leczy przeziębienie, ananas może chronić przed otyłością. Ale najważniejsza jest sylweta dużego żółtego królika umieszczona na ścianie na wysokości wzroku i wyznanie wyklejone żółtymi literami z szablonu: CHCIAŁBYM ŻEBYŚ TU BYŁ. Szukam w kąciku Bachorczyka leku na samotność. To nie przypadek, że tak dobrze pasują tu słowa poety: „w dialektyce zachceń i niedomagań/ wszystko jest inaczej/ i przepaście nie są niczym innym/ jak ciszą w rogu opuszczonego pokoju/ w którym to czego nie ma/ zajmuje więcej miejsca/ od tego co jest” (Marek Pelc, W Prowincji Człowieka, z tomu Czarnowidzenia, Paryż 2015).
Między Królikiem doświadczalnym a Endorfinami został umieszczony obraz abstrakcyjny Stefana Gierowskiego DCXXV (1991), który jest zachwalany jako specyfik na badanie wzroku. Doprawdy, trzeba się dobrze przypatrzeć, aby dostrzec na białym tle konstelacje delikatnych kolorowych punktów. Amatorzy mocnych wrażeń mogą czuć się rozczarowani, natomiast ci, którzy szukają ciszy i skupienia przy tej abstrakcji, z ulgą odetchną. Mistrz Gierowski przekonuje też o zaletach malarskiej „akupunktury”. Wyobrażam sobie, że miał on niemałą przyjemność, metodycznie nakrapiając płótno pędzlem. I nam może się to uczucie udzielić. Podobno akupunktura zwiększa w organizmie poziom endorfin. Nie próbowałam, ale radosny, arkadyjski obraz Gierowskiego mnie o tym przekonuje.
Metoda swoistej akupunktury jest wyróżnikiem prac Erwiny Ziomkowskiej, która debiutowała w Zderzaku pięć lat temu i jest zaliczana do Nowych Surrealistów. Ziomkowska od początku uwodziła nas zupełnie bezużytecznymi, a kosztownymi przedmiotami, takimi jak buty, torebki, opaski na oczy czy nocna koszula – utkanymi gęsto z metalowych szpilek. Za każdym razem miałam ochotę zawłaszczyć, czy też choćby pogłaskać te luksusowe przedmioty, nie bacząc na to, że można się przy tym porządnie pokaleczyć. W Aptece leków gotowych Ziomkowska pokazuje zupełnie inne prace. Na postumencie ustawiła dużych rozmiarów czaszkę zwierzęcia, którą pracowicie, przez wiele miesięcy dziurawiła wiertłem dentystycznym (Czaszka, 2016). Obok dziurawego jak sito czerepu leży kupka resztek i kostnego miału, pozostałego po tej operacji. W narożniku opozycyjnym do tego, który zajmuje Bachorczyk, umieściła białe kartki perforowane ukłuciami szpilek. Należą one do cyklu Zwielokrotnienie (2010). Powierzchnia tych prac jest tak delikatna i niemal zetlała, że wydaje się rozpadać. Prace budowane ze szpilek były agresywne, te są bezbronne, upominają się o troskliwe traktowanie. Czy celem artystki jest kompulsywne złagodzenie emocji, czy też medytacja nad przemijaniem? Biegun Bachorczyka jest witalny, biegun Ziomkowskiej wanitatywny. W dobrej „aptece leków gotowych” nie można zapominać o śmierci.
Groźne, gorzkie w wymowie są też dwie prace Małgorzaty Turewicz Lafranchi, wykonane z cienkiego drutu. Jest tu kompozycja Przyciąganie, odpychanie (2002) z siatki stalowej przeciw insektom, na której umieszczone są skrawki waty stalowej oraz monstrualne Waciki (1993). Do czego służą te metrowe pałeczki do czyszczenia uszu? Być może mają przypominać o zatruciu naszej ekosfery hałasem? Na pewno nie pomogą w odczytaniu pracy Zbigniewa Sałaja, która jest zalecana na badanie słuchu muzycznego. Gry weneckie (2015), inspirowane utworem Witolda Lutosławskiego pod tym samym tytułem, są próbą przełożenia zapisu muzycznego na plastyczny i dobrze się wpisują w postulat syntezy sztuk. Artysta, posługujący się wieloma mediami (prowadzi na ASP w Krakowie Pracownię Interdyscyplinarną), stworzył tym razem kompozycję, która odwołuje się do zmysłu wzroku, słuchu i dotyku. Zawiera ona elementy ruchome – rodzaj trójwymiarowych abstrakcyjnych znaków – które zastępują nuty i poruszają się w rytmie bicia serca. Ten sam mechanizm porusza Gry weneckie i minimalistyczny obiekt w kształcie białego walca o tytule 60 na 60 (z 2016), który wydaje miarowy odgłos przypominający tętno krwi.
Wpatrując się i wsłuchując w „zestaw leczniczy” Sałaja można sobie poprawić pracę serca i doświadczyć synestetycznych przyjemności. Jako „specjalne leki kardiologiczne” zachwalana jest też seria Usteczek (1996), wykonanych z silikonu przez Marka Kijewskiego. Odlewy ust, wprawione w kształt serc wyglądają słodko, ale w większej ilości mogą zemdlić.
Wśród wielu wybitnych prac na tej wystawie wyróżnia się obiekt Klatka III (2004), autorstwa mistrza awangardy Juliana Jończyka. Giętkie słowo JA – wykonane z neonu – zostało zamknięte w klatce dla ptaków i rozświetla ją błękitnym blaskiem. Jednym to dzieło pomaga na klaustrofobię, inni widzą w nim lekarstwo na przerosty ego. Wieloznaczna Klatka III wydaje mi się przede wszystkim symbolem twórczego „ja”, które jest silniejsze od tego, co go zamyka i ogranicza.
Długo można się wpatrywać w dwa niewielkie obrazy olejne: Grow (2016) Ziemowita Kmiecia i Bez tytułu (2015) Cyryla Polaczka, najmłodszego uczestnika wystawy (ur. 1989). Widzę w nich nie tylko zalety estetyczne, ale również zachętę do życia wśród roślin. I wreszcie nie traci na aktualności zabawny kolaż Pawła Jarodzkiego pod tytułem Uwielbiam mądrych ludzi (1997). To Jarodzki – lider wrocławskiej grupy Luxus – wymyślił kiedyś hasło „Malarstwo najlepsze na nerwy lekarstwo”. Apteka leków gotowych przekonuje, że tak działa sztuka w ogóle. Kto nie wierzy, niech koniecznie wstąpi na wystawę w Zderzaku. Ja wyszłam wzmocniona.
Anna Baranowa