Piotr Łukasik | Sieć zależności, dzięki której żyjemy: bioróżnorodność a nasz dobrobyt

Ilustracja Piotr Łukasik

Sieć zależności, dzięki której żyjemy:
bioróżnorodność a nasz dobrobyt

Delektując się świeżymi owocami, nie zastanawiamy się, jak trafiły w nasze ręce i co musiało się wydarzyć, żeby w ogóle wyrosły. Niewielu z nas myśli przy jedzeniu o bioróżnorodności czy interakcjach biologicznych. Natomiast czereśnie, brzoskwinie, jabłka, borówki, a także mniej więcej trzy czwarte innych warzyw i owoców uprawianych przez człowieka wymaga zapylania przez owady. Trafiają więc na nasze stoły tylko dzięki nim, zapylaczom – różnym pszczołom, innym błonkówkom, muchówkom, motylom. Zapylacze z kolei mogą funkcjonować tylko jako element złożonej, wielogatunkowej sieci interakcji biologicznych, z udziałem niezliczonych innych organizmów. W ten sposób bioróżnorodności zawdzięczamy znaczną część naszej diety.

W skomercjalizowanym świecie wyobraźnię czytelnika poruszy informacja, że wartość usług zapylania świadczonych przez owady w skali całego świata oszacowano już kilka lat temu na kwotę pomiędzy 235 a 577 miliardów dolarów rocznie. A to tylko jedna z tak zwanych usług ekosystemowych. Inne to między innymi rozkład materii organicznej, udział w obiegu pierwiastków i użyźnianiu gleby, rozsiewanie nasion, kontrola gatunków atakujących rośliny uprawne czy bycie pokarmem dla innych organizmów. Patrząc szerzej, dostrzegamy, jak przyroda zaopatruje nas w pożywienie i surowce, reguluje nasze środowisko oraz tworzy krajobrazy i miejsca odpoczynku. Nasz styl życia i dobrobyt zawdzięczamy rozbudowanym, wielopoziomowym sieciom interakcji biologicznych – szczęśliwie w wielu rejonach świata wciąż jeszcze wystarczająco kompletnym, by kluczowe funkcje ekosystemowe były realizowane.

A dlaczego sieciom? Życie na Ziemi ogólnie można określić jako skomplikowaną sieć połączeń i zależności pomiędzy organizmami oraz otaczającym je środowiskiem. Złożoność i sprawność tych sieci ma zasadnicze znaczenie dla zachowania równowagi w naszym środowisku.

Posłużmy się przykładem: rośliny kwitnące są zapylane nie tylko przez dobrze znane pszczoły miodne zamieszkujące pobliskie pasieki. Różnorodne owady, które zapylają na przykład czereśnie, nie egzystują w próżni! Poza krótkim sezonem kwitnienia owoców czereśni zapylacze odżywiają się pyłkiem i nektarem innych roślin, a często zupełnie innymi pokarmami. Stadia młodociane (larwalne) wielu zapylaczy mają zupełnie odmienną biologię i dietę. Mogą żywić się odłożonym przez matki pyłkiem i nektarem, być pasożytami innych owadów albo rozkładać martwą materię organiczną. Wszystkie owady w każdym stadium rozwoju są atakowane przez wrogów naturalnych – drapieżniki, pasożyty, patogeny – co kształtuje dynamikę ich populacji i przekłada się na skład lokalnych zbiorowisk wielogatunkowych. Jednocześnie owady otrzymują wsparcie ze strony bakterii i grzybów symbiotycznych, które mogą wpływać na ich odżywianie, rozmnażanie i odporność na różne wyzwania środowiskowe. Każdy z gatunków zamieszkujących dany obszar nieco inaczej odnajduje się w wielowymiarowej przestrzeni kształtowanej przez warunki środowiskowe i relacje biologiczne; używając terminologii naukowej – każdy zajmuje nieco odmienną niszę ekologiczną. A jednocześnie funkcje tych gatunków pokrywają się i zazębiają w pewnym stopniu. Dzięki temu, że wiele różnych gatunków zamieszkujących sad i jego okolice zapyla czereśnie, możemy cieszyć się ich owocami, nawet jeśli w danym sezonie niektóre z nich gorzej sobie radzą z warunkami pogodowymi czy presją patogenów. Złożoność i różnorodność takich sieci interakcji biologicznych w zdrowych ekosystemach sprawia, że są one elastyczne i odporne na zaburzenia, a różnorodne zadania – w tym te ważne dla człowieka – zostają zrealizowane przez zespół organizmów o takim czy innym składzie.

Z powyższych spostrzeżeń wyłania się koncept bioróżnorodności, czyli szeroko pojętego zróżnicowania biologicznego w danym miejscu, definiowanego na kilku skorelowanych ze sobą poziomach. Najbardziej intuicyjny dotyczy zróżnicowania gatunkowego – im więcej gatunków występuje na danym obszarze i im mniej któryś z nich dominuje, tym większa bioróżnorodność. Kolejne poziomy dotyczą różnorodności genetycznej w obrębie gatunków, zmienności przestrzennej składu gatunkowego związanej z mozaiką siedlisk oraz różnorodności funkcjonalnej całego zbiorowiska. Bardzo istotnym, a słabo poznanym poziomem jest zróżnicowanie powiązań pomiędzy gatunkami. Ogólnie, w systemach naturalnych bioróżnorodność jest wysoka – w dynamicznej równowadze współwystępuje wiele gatunków ssaków, ptaków, owadów, roślin, grzybów i mikroorganizmów połączonych siecią interakcji. Na przeciwnym biegunie znajdują się środowiska zdegradowane przez człowieka, na przykład pola uprawne regularnie opryskiwane mało wybiórczymi środkami ochrony roślin.

Wracając do naszych czereśni, przykład z ich zapylaczami ilustruje znaczenie bioróżnorodności dla funkcjonowania ekosystemów i dla naszego społeczeństwa. Jako biolog często myślę szerzej o tych relacjach biologicznych. Jednocześnie jako naukowiec, motywowany chęcią zrozumienia otaczającego nas świata, zdaję sobie sprawę, jak niewiele wiadomo o połączeniach, zależnościach i sprzężeniach zwrotnych pomiędzy żyjącymi na Ziemi organizmami a otaczającym je środowiskiem.

Dotyczy to zarówno samych „węzłów” tej sieci relacji biologicznych – czyli gatunków, jak i połączeń między węzłami – związków i zależności pomiędzy nimi. Stopień naszej niewiedzy obrazuje fakt, że około 80% spośród zamieszkujących naszą planetę mniej więcej sześciu milionów gatunków owadów pozostaje nieznanych nauce. Większość z nich żyje w trudniej dostępnych obszarach tropikalnych; jednak nawet w szczególnie starannie przebadanej entomologicznie Szwecji szacuje się, że kilkanaście procent gatunków wciąż pozostaje nieopisanych. W Polsce – bardziej różnorodnej, a jednocześnie słabiej zbadanej – nie wiemy być może o połowie występujących u nas gatunków owadów. Co więcej, dla zdecydowanej większości nawet tych gatunków, które znamy z nazwy, brak podstawowych informacji – nie wiadomo, gdzie dokładnie występują, czym się odżywiają i dla jakich gatunków same stanowią pokarm. Ale szczęśliwie dla nas organizmy te, nie zdając sobie sprawy z braku łacińskiej nazwy i swojej anonimowości, skutecznie realizują własne rozmaite potrzeby i spełniają wyznaczone im przez przyrodę funkcje. Dla funkcjonowania ekosystemów stopień ich poznania oczywiście nie ma znaczenia.

Ale wiedza o danym ekosystemie nie wpływa też na jego odporność na zaburzenia, w tym zmiany, które w dzisiejszym świecie odgrywają najważniejszą rolę – te powodowane przez człowieka. Mimo tego, w przypadku poznanych, nazwanych organizmów dużo łatwiej jest monitorować długoterminowe trendy. Na danych dla takich gatunków opierają się liczne raporty o utracie bioróżnorodności. Wydłużające się listy gatunków w Czerwonych księgach dla różnych obszarów naszej planety obejmują przede wszystkim względnie dobrze poznane kręgowce na różnych poziomach zagrożenia lub zupełnie znikające z powierzchni Ziemi. Obecnie szacuje się, że biomasa dzikich ssaków spadła o około 85% od czasów przedhistorycznych. Stopień zdominowania naszej planety przez człowieka obrazuje też fakt, że łączna biomasa wszystkich żyjących dzikich ssaków razem wziętych – od wielorybów i bizonów po nietoperze i ryjówki – jest mniej więcej ośmiokrotnie niższa od biomasy ludzi i około trzynastokrotnie niższa od biomasy ssaków hodowlanych (bydła, owiec, trzody chlewnej).

Jednak negatywne zmiany w co najmniej tym samym stopniu dotykają słabiej poznanych albo zupełnie nieznanych gatunków, w tym owadów. Dowodem na spadki ich liczebności może być porównanie ilości owadów roztrzaskanych na przedniej szybie jadącego latem samochodu, czy ściągających nocą do światła na werandzie, pomiędzy współczesnością a wspomnieniami z dzieciństwa. Coraz więcej jest też dużo twardszych danych naukowych wskazujących na jednoznacznie negatywne trendy zmian biomasy i różnorodności gatunkowej owadów. W wielu rejonach świata, włącznie z obszarami objętymi ochroną, ocenia się, że liczebność owadów spadła około dziesięciokrotnie w ciągu ostatnich dekad. Odpowiada za to kombinacja czynników; w niedawnej pracy przeglądowej określono je jako Death by a thousand cuts – śmierć przez tysiąc cięć. Do najważniejszych należą niszczenie i degradacja naturalnych siedlisk, skażenie środowiska (przede wszystkim środkami ochrony roślin stosowanymi w rolnictwie), rozprzestrzenianie się gatunków inwazyjnych i w coraz większym stopniu postępujące zmiany klimatyczne – a zwłaszcza wzrost częstości i intensywności ekstremalnych zjawisk pogodowych takich jak susze, upały, powodzie. Źródłem tych czynników napędzających zmiany w środowisku są oczywiście ludzie. Są one pochodną krótkowzrocznej polityki rolnej, braku dbałości o środowisko naturalne, rozwoju przemysłu niewspieranego troską o negatywne jego skutki. Ludzkości zabrakło wyobraźni, dobrej woli, a przede wszystkim wiedzy – lub wszystkiego razem?

Jak takie zmiany wpływają na funkcje ekosystemów? Wypadnięcie jednego czy kilku gatunków dzikich pszczół czy muchówek ze złożonej, zdrowej sieci troficznej nie powinno mieć większych konsekwencji. W naturalnych systemach jest znaczna redundancja – wiele gatunków konkuruje o te same zasoby lub przestrzeń, a miejsce zwolnione przez jeden z nich zostanie szybko zajęte przez inne. Natomiast kolejne takie straty stają się coraz bardziej dotkliwe. Szczególnie obrazowe jest zestawienie zaproponowane ponad cztery dekady temu przez Paula Ehrlicha, utraty gatunków w ekosystemie do wypadania śrub lub nitów z lecącego samolotu. Przy utracie pierwszych ryzyko jest niezauważalne – pozostałe wiązania w sposób pewny utrzymują całość. Natomiast z każdą kolejną traconą śrubą, lub kolejnym gatunkiem, system traci na stabilności, zwiększając ryzyko i – o ile nie zatrzymamy negatywnych zmian – przybliżając nieuchronną katastrofę. Jak pilot lecącego samolotu o utracie śrub może przekonać się w najbardziej tragiczny sposób, tak społeczeństwa w kolejnych rejonach świata przybliżają się do kryzysu, z którego bardzo trudno będzie się wydobyć.

Wydawałoby się, że jesteśmy w lepszej sytuacji od pilota samolotu, bo docierają do nas sygnały o „gubionych śrubach” – ginących gatunkach, których lista stale się wydłuża. Odczuwamy też zmiany klimatyczne – rekordowe temperatury, najniższe stany rzek w historii pomiarów… Jednocześnie naukowcy wskazują konkretne sposoby przeciwdziałania negatywnym zmianom, z których część nie tylko nie generuje kosztów, ale pozwala wprost zaoszczędzić środki.Przykładowo, zatrzymanie regulacji rzek, osuszania mokradeł i deficytowej wycinki lasów na terenach górskich pozwoliłoby lepiej zatrzymywać wody opadowe i ograniczyć skutki zarówno susz, jak i gwałtownych opadów. Znaczna część polskiego społeczeństwa opowiada się za ochroną przyrody oraz środowiska i chętnie widziałaby takie zmiany. Jednocześnie wpływowe osoby i organizacje działają jako hamulcowi zmian, a dla podejmujących decyzje polityków rzadko są to priorytetowe sprawy… W efekcie działania podejmowane w celu przeciwdziałania tym zjawiskom i ochronie ekosystemów są nieadekwatnie mizerne w stosunku do potrzeb, więc pomimo ostrzeżeń jako społeczeństwo zmierzamy pewnym krokiem ku katastrofie.

W przypadku naturalnych, wielogatunkowych zbiorowisk świadczących ważne usługi ekosystemowe „katastrofą” jest wstrzymanie tych usług. Przykładowo, ograniczenie efektywności zapylania drzew owocowych w sadzie skutkuje znacznym spadkiem produkcji. Nie jest to przykład hipotetyczny. W niektórych regionach Chin nadmierne użycie pestycydów i degradacja siedlisk przetrzebiły zapylacze, co przełożyło się na znaczny spadek plonów jabłek, gruszek i czereśni. Próby ręcznego zapylania okazały się mało wydajne i kosztowne; w połączeniu z innymi czynnikami doprowadziło to do znaczących zmian w strukturze upraw. W dobie szybkiego rozwoju technologii pojawiają się pomysły zastąpienia owadów miniaturowymi dronami – „robopszczołami”, ale takie rozwiązania pozostają kosztownymi półśrodkami, bardziej leczeniem ciężko chorego pacjenta niż zapobieganiem chorobie. Rozwój technologiczny nie jest w stanie w znaczącym stopniu skompensować skutków zaniku bioróżnorodności.

Sama kontestacja degradacji środowiska niewiele zmienia. Potrzebne są działania, które ograniczą niekorzystne zmiany klimatyczne, skażenie środowiska, niszczenie siedlisk i zanik bioróżnorodności. Powinni podejmować je wszyscy, którzy mają świadomość swojej sprawczości i choć podstawową wiedzę, by ocenić konsekwencje własnych decyzji. Na poziomie międzynarodowym oznacza to odchodzenie od paliw kopalnych i wspieranie niskoemisyjnych technologii, w rolnictwie – ograniczanie pestycydów tam, gdzie wyrządzają więcej szkód niż pożytku, a lokalnie – odważniejsze decyzje w sprawie ochrony rzek, mokradeł, lasów i terenów półnaturalnych.

Równolegle potrzebujemy powszechnej edukacji ekologicznej – nie tylko kolejnej porcji faktów do zapamiętania, ale rozumienia powiązań. W szkolnej edukacji biologicznej poznajemy długie listy gatunków i procesów, ale rzadko miewamy okazję docenić lokalną bioróżnorodność czy złożoność wzajemnych relacji tych gatunków (a i tak po latach zazwyczaj niewiele z tego zostaje w pamięci). Nie wiemy – i często nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić – że w potocznych określeniach takich jak „pszczoły” mieszczą się setki gatunków, czasem różniących się od siebie zaledwie szczegółami wyglądu, ale ogromnie funkcjonowaniem w ekosystemie. Edukacja jest niezbędna do zrozumienia skutków naszej działalności, żeby decyzje podejmowane przez świadome społeczeństwo miały w podtekście przekonanie o zasadności, słuszności, a czasem konieczności rezygnacji z części wygód. Rezygnacja z jednorazowego plastiku, niewypalanie traw, inwestowanie w odnawialne źródła energii, zostawianie miejsca dla dzikich roślin i owadów w otoczeniu domu – to drobiazgi, które w skali pojedynczego człowieka wydają się symboliczne, ale w skali milionów osób mają duże znaczenie.

Świadomość, że życie na Ziemi jest siecią połączeń i zależności pomiędzy organizmami oraz otaczającym je środowiskiem, powinna determinować nasze działania. Sprawność tych powiązań ma zasadnicze znaczenie dla zachowania równowagi w środowisku człowieka i dla naszego dobrostanu. Szczęśliwie, zaburzenia bioróżnorodności nie zawsze są nieodwracalne – choć wiele elementów utraciliśmy bezpowrotnie, to mechanizmy adaptacyjne przyrody potrafią czasem skompensować zmiany, o ile nie były zbyt głębokie i jeśli rolę zanikającego elementu może przejąć inny organizm. Bioróżnorodność jest więc rodzajem ubezpieczenia na wypadek zaburzeń w środowisku. Im bardziej zubożone jest środowisko, tym mniej ma możliwości adaptacji i tym szybciej drobne zakłócenia mogą przerodzić się w poważny kryzys. Troska o różnorodność biologiczną nie jest luksusem bogatych społeczeństw, ale warunkiem utrzymania jakości życia na Ziemi.

Każdy owoc, po który sięgamy, jest materialnym efektem pracy wielu gatunków – znanych i nienazwanych, widocznych i ukrytych w glebie czy w tkankach roślin. Żyjemy dzięki temu, że ta sieć wciąż jeszcze działa. Od tego, czy potraktujemy ją poważnie, zależy to, czy przyszłe pokolenia będą znały smak świeżych owoców jedynie z historii i opowieści, czy także z własnych sadów, ogrodów i targowisk.

Piotr Łukasik
| adiunkt na Wydziale Biologii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jest absolwentem Uniwersytetu Jagiellońskiego i Uniwersytetu w Oksfordzie, a także uczestnikiem długoterminowych staży badawczych w Stanach Zjednoczonych, Japonii i Szwecji, obecnie współkieruje na Wydziale Biologii UJ Zespołem Ewolucji Symbioz. Bada różnorodność owadów oraz ich złożone interakcje biologiczne, zwłaszcza relacje z mikroorganizmami. Łącząc prace terenowe (prowadzone m.in. na Grenlandii i Madagaskarze) z zaawansowanymi metodami sekwencjonowania i analizy danych, stara się zrozumieć, w jaki sposób powiązania między organizmami kształtują bioróżnorodność owadów oraz ich zdolność adaptacji do wyzwań środowiskowych, w tym do gwałtownych zmian epoki antropocenu |

 

Ilustracja | fot. Piotr Łukasik

Kolaż przedstawia różnorodne owady zapylające – od pszczół samotnic przez inne błonkówki, muchówki i chrząszcze, aż po motyle – które sfotografowałem w okolicy starego sadu pod Miechowem. Różnią się wyglądem, trybem życia i wymaganiami siedliskowymi, ale razem tworzą lokalną sieć zależności, od której zależy pojawianie się owoców na naszych stołach.

 

Korekta Robert Ostaszewski

Czytaj dalej

Wzajemny dobrobyt (w dobie hiperkapitalizmu)?

Ilustracja Pracownia Karola Palczaka, fot. Anna Stankiewicz | projekt Pracownie do wglądu Wokół opowiadań ze zbioru Dominiki Słowik Samosiejki (Wydawnictwo …

Hanna Schudy | Czy etyka antropocentryczna zagraża wzajemnemu dobrobytowi?

Ilustracja Pracownia Marty Antoniak, fot. Anna Stankiewicz | projekt Pracownie do wglądu Czy etyka antropocentryczna zagraża wzajemnemu dobrobytowi? Katastrofa na …

Mateusz Chaberski | Jak osiągnąć wzajemny dobrobyt, niekoniecznie wchodząc w relacje

Ilustracja Pracownia Grzegorza Wnęka, fot. Anna Stankiewicz | projekt Pracownie do wglądu Jak osiągnąć wzajemny dobrobyt, niekoniecznie wchodząc w relacje. …

Anna Piekarska | Dotyk nadmiaru i ciężar długu

Ilustracja Pracownia Cecylii Malik, fot. Anna Stankiewicz | projekt Pracownie do wglądu Dotyk nadmiaru i ciężar długu O znaczeniu pracy …

warsztaty „Wzajemny dobrobyt” | 13.12.2025 | zapisy

Zastanawiasz się, jak żyć w dobrobycie? ZAPRASZAMY NA WARSZTATY 13 grudnia 2025 | godz. 11:00–13:00 Wspólnie z ekspertami_kami – Mateuszem …

Anna Baranowa o projekcie „Pracownie do wglądu”

Ilustracja Pracownia Alka Janickiego, fot. Anna Stankiewicz | projekt Pracownie do wglądu Anna Baranowa Tam, gdzie pracują artyści Pracownie do …